Nie wierzę w prawa. Życie, które jest manifestacją niespójnych sił, nieznanych i niepoznawalnych, odrzuca ludzką sztuczność prawa. Prawa narodziły się, gdy odebrano nam życie. W rzeczywistości pierwotnie ludzkość nie miała żadnych praw. Żyła i to było wszystko. Dziś zamiast tego istnieją tysiące praw; można by słusznie powiedzieć, że wszystko, co stracixiśmy, nazywamy prawem. Wiem, że żyję i pragnę żyć. Najtrudniej jest urzeczywistnić to pragnienie. Otacza mnie ludzkość, która chce tego, czego chcą wszyscy inni. Moja odosobniona afirmacja to najpoważniejsze przestępstwo. Prawa i moralność w konkurencji zastraszają mnie i przekonują. „Blond rabin” [tj. Chrystus lub tłumacz wartości chrześcijańskich] zwyciężył. Modli się, błaga, przeklina, ale nie ma odwagi. Tchórzostwo, pieszczone przez chrześcijaństwo, tworzy moralność, a to usprawiedliwia podłość i rodzi wyrzeczenie. […] „Społeczeństwo natomiast, skromne i czyste z wyglądu, ale potwornie zarażone gangreną na całym ciele, sprawia, że wymiotuję, napawa mnie przerażeniem i wstrętem, zabija”. Jak zazdroszczę wielkiemu Bonnotowi! „Il me faut vivre ma vie!” * / „Konieczne jest, abym żył swoim życiem” —Bruno Filippi
(Włoski anarcho-nihilista, oskarżony o kilka zbrojnych ataków i zginął od bomby, którą nosił 7 września 1919 r., gdy próbował umieścić ją w „Klubie szlacheckim”, siedzibie najbogatszych włoskich biznesmenów)
* Od znanej „obrony” francuskiego illegalisty Julesa Bonnota.
Dla anarchii
Najważniejsze i najmilsze rzeczy wypowiada się w najprostszy sposób. Dziś jednak rzeczywistość naszego życia nie jest prosta.
Dlatego często zauważamy, że im bardziej skomplikowane są słowa (a jednocześnie nudne), których używają „specjaliści” od przekazu politycznego i „rewolucyjnx” alchemicx retoryki, tym bardziej nieproszxnx są ich nadmierne uproszczenia.
Teoretycznx „buntownic_” konstruują świat poprzez tyranię swoich „oczywistych prawd”. Całe ich retoryczne zwapnienie i ich drewniane słowa, które usypiają ich niezłomnym dogmatyzmem, sprowadzają „rewolucję społeczną” do bajki o odwiecznej walce między „dobrymi” ludźmi a „złym” państwem, między „praworządnością” i „nierządem”.
Ale jeśli sprawy były takie proste, dlaczego ta bajka przez wieki nie skończyła się wraz z triumfem „dobra” dla nas wszystkich, abyśmy „żyły długo i szczęśliwie”?
Zwłaszcza dzisiaj, kiedy władza nie jest centralistyczna i wyabstrahowana do królewskiego tronu, ale rozprzestrzeniona wewnątrz przejrzystej fabryki społecznej, zarówno nasze anarchistyczne słowa, jak i nasze działania powinny się pogłębiać i rozdzierać „religijne” mszały i aforyzmy „dobre” i „złe” czy „słuszne” i „niesprawiedliwe”, którym brakuje głębi.
Władza jest nie tylko niesprawiedliwa, zła i złośliwa, i nie jest czymś, co przez „denuncjację”, nawet brutalnie, cofnie się, aby prawa buntowników zostały uznane.
Władza to relacja społeczna, społeczny, hierarchiczny model organizacji, sposób zarządzania życiem.
Oprócz swoich dyrekcji i urzędów ma własnych kaznodziejxi, mentorx, doradcx, błaznx, oczywiście uzbrojonych oskarżonx, lojalnych zwolennix, a nawet wewnętrznych przeciwników – uzurpatorów…
To nie tylko „złe elity oligarchiczne”, to skomplikowany system relacji, który określa nasze codzienne życie.
Wiemy oczywiście, że jeśli przetniesz głowę węża, reszta ciała po kilku konwulsjach przestaje… Moc jednak okazała się bardziej podobna do Hydry.
To dlatego, podczas gdy nasze zbrojne namierzanie skupia się na głowach władzy i ich umundurowanych najemni_, nasze słowa mają na celu zniszczenie relacji społecznych, które dają początek władzy. Pamiętajmy, że zdanie „niktx nie jest niezbędnx” odnosi się również do władzy. Jeśli nie uderzymy jednocześnie w serce bestii (zbrojne ataki na urzędnix władzy) i w żyły machiny społecznej (krytyka i odrzucenie uległego sposobu myślenia), to może niedługo po każdym naszym ataku usłyszymy „król nie żyje, niech żyje nowy król”. Bo jeśli niewolnicx, nawet gdy się zbuntują, nie wyrzekną się głęboko uległości, wkrótce będą chcieli koronować swojego nowego króla obok zwłok pierwszego.
To dlatego Konspiracyjne Komórki Ognia, FAI/IRF i „polityczne” grupy powinowactwa, które tworzą pas czarnej anarchii, zarówno w proklamacjach po naszych atakach, jak i w naszych tekstach, używają heretyckich, prowokacyjnych słów, które nie podporządkowują się tradycji rewolucyjnego dualizmu „dobre – złe”, „sprawiedliwe – niesprawiedliwe”… Zawsze mamy pod ręką młot chamstwa, by rozbić okno dobrego i niewinnego społeczeństwa i uwydatnić jego winnych cisza i frustrująca bierność.
Oczywiście poprzez naszą krytykę nie dążymy do zbudowania kryształowej wieży „rewolucyjnego” samouwielbienia. Dlatego nie znosimy zarozumiałości i arogancji, które czasami znajdujemy w naszych kręgach, przez ludzi, którzy są alternatywnymi artystami niczego, a nie anarchist_mi praktyki.
Naszym celem jest demontaż stereotypów i panującej moralności, które zatruwają nasze życie, poprzez małe i duże elementy władzy nieformalnej (rodzina, szkoła, praca, związki).
Nasza droga jest wyzwaniem, a nie polityczną grzecznością, która pieści uszy represjonowanych słuchaczy, z których większość nawet nie zadaje sobie trudu, by przeczytać odezwę. Niewygodna prawda jest bardziej nieelegancka, ale jest też bardziej wyzwalająca niż przyjemne kłamstwo…
Nie wystarczy więc mówić o „prawach” represjonowanych, proletariuszy, „ludu”…
Przede wszystkim „sprawiedliwość” i „niesprawiedliwość” to moralna subiektywność, wrażenia rzeczywistości. Nie ma czegoś takiego jak obiektywna skala, która określa, co jest dobre, a co złe.
Władza i kapitalistyczne zarządy, wraz ze zbrojnym egzekwowaniem swojej prawdy, mają własne think tanki, własne argumenty, własną kulturę, własną cywilizację, własne sugestie dotyczące sposobu życia. Władza dominuje nie tylko dzięki sile luf broni, ale także perswazji i propagandzie.
Dlatego każdx, którx popełni błąd, mówiąc o „prawach” wielu, będzie musiałx być ostrożny, ponieważ interpretacja „prawa” jako ilościowej jednostki miary… nie udowodni jego słuszności. Prawo wielu jest często prawem widowni, osób konsumenckich, głosujących… W walce anarchistycznej nie chodzi o liczenie partycypacji, ani nie ma ona nic wspólnego z prawem większości. To coś znacznie większego niż konflikt między „dobrem” a „złem”… To nieustanna wojna między różnymi wartościami, wojna, która dzieli społeczeństwo na dwie części. Jedna część to świat anarchii, a druga to świat władzy i zorganizowanej nudy.
W tym konflikcie kilka osób wykluczonych z przywilejów władzy, biednych i uciskanych, staje ramię w ramię z interesami swoich elitarnych władców. Msza zazwyczaj lubi miernotę, bezruch przyzwyczajenia, sztywność roztropności i lęk przed nową, radykalną, nieznaną insurekcją.
Sektor biurokratyczny wewnątrz oficjalnego anarchizmu i jego komunistycznych komponentów posługuje się retoryką „wspólnego dobra” i „sprawiedliwości uciskanych”, myśląc, że istnieje świadoma klasa proletariacka, która stanie się podstawowym składnikiem „rewolucji społecznej”, bo pieści swoje uszy.
My ze swojej strony chcemy stworzyć warunki do konfrontacyjnej, anarchistycznej insurekcji, powinowactwa między grupami, komórkami i osobami, które gotowe są natychmiast, tu i teraz, przenieść doświadczenie zerwania ze stanem obecnym.
W ten sposób w sercu bestii może powstać niebezpieczny wróg, którego celem jest rozprzestrzenienie się anarchii.
Aby tak się stało, musimy utrwalić konflikt z władzą, stworzyć zwarcie w neuronach systemu, wykorzystać i rozszerzyć sprzeczności społeczne, podburzać pokój społeczny, jakościowo pogłębić myśl anarchistyczną i agresywnie ulepszać anarchistyczne działania, kwestionowanie prawa i porządku. Aby przezwyciężyć moralne potępienie niesprawiedliwości władzy i przygotować wojnę przeciwko niej przez promowanie nowej anarchistycznej partyzantki miejskiej.
Tutaj następuje strategiczne oddziaływanie pomiędzy moralnym impeachmentem systemu a ciągłym atakiem. Największa część środowiska anarchistycznego w Grecji zwykle porusza się w zamęcie wydarzeń wynikających ze zwarć władzy. Okazjonalne demonstracje, a czasem konflikty w demonstracji antywojennej, marszeu studenckim, strajkach.
Niedawna trzyletnia „susza” mobilizacji społecznych spowodowała „suszę” gwałtownych starć na ulicach metropolii.
Ludzie nie wyszli na ulice, a anarchiści nie byli w stanie stworzyć własnych, autonomicznych, zbiorowych akcji przemocy. Jest to rezultat świadomej i podświadomej (z powodu przyzwyczajenia) strategii, która przedstawia anarchistów jako gwałtowny odruch „poczucia sprawiedliwości” mas. Mianowicie, istnieje pewna nieśmiałość, by atak anarchistyczny był zorganizowany i wyrażony autonomicznie, bez moralnego pokrycia mas. W rzeczywistości, oczywiście, nie ma również moralnej osłony w dużych protestach społecznych, ponieważ masa protestujących to zróżnicowany tłum, z którego niektórzy wierzą w pokojowe protesty, inni są zawodowymi spacerowiczami oraz członkami związków i partii, inni są wściekli i chcą się zderzyć, inni działają jako represje wewnętrzne, inni nie są członkami jakiejś grupy… Problem w tym, że strategia społecznej kontrprzemocy (jako uzasadnienie moralne – reakcja uciśnionych) nie jest przez nas definiowana, (w czasach, gdy władza może postawić alternatywne pytania, a odpowiedzi mas mogą przyjść) jako obrona, ale jako przyzwolenie na nie.
Tak więc, czekając na następną społeczną eksplozję, kolejny wiec, kolejny wielki marsz, porzucamy nasze pomysły i działania na rzecz szczęścia. Ale nawet gdy pojawia się napięcie społeczne, abyśmy zgubili się w zamieszkach, wyglądamy jak pasażerowie na gapę, którzy wskakują do ostatniego wagonu pociągu, w którym inni jeżdżą po torach innych niż nasz. Nawet jeśli wykoleimy pociąg, wkrótce wróci on na swoje tory.
Oczywiście w żadnym wypadku nie opowiadamy się za naszą nieobecnością na polu wielkomiejskich zamieszek, których kontekstu nie określamy (wiece studenckie, mobilizacje antywojenne, wielkie marsze), w imię rzekomej anarchistycznej czystości. W ramach tych mobilizacji możemy organizować ataki na gliniarzy, palić banki, niszczyć kamery, wywłaszczać sklepy, łamać spokój w metropolii.
Wszystko to są intensywne i przyjemne chwile, które jednak, jeśli nie towarzyszy im szerszy anarchistyczny plan, kończą się pobytem w odosobnieniu i pięknymi wspomnieniami, które czekają na powtórzenie kolejnego marszu. Tracą ogólną perspektywę i potencjał do zaostrzenia ataku i utrwalenia ekscytacji w naszym życiu. Wynika to nie tylko z braku planowania operacyjnego, ale przede wszystkim z ogólnego postrzegania.
Pojęcie moralnej windykacji [windykacja – dochodzenie w sposób określony w przepisach swoich praw do rzeczy lub zapłaty przyp. OS] społecznej kontrprzemocy wyłącznie w odpowiedzi na anomalie systemowe (przemoc gliniarzy, postawy rasistowskie, „arbitralność” pracodawców, surowe prawo itp.) obejmuje potępienie systemu (nawet w przypadku form przemocy) i uniemożliwia przejście od obronnej kontrprzemocy, do agresywnego, ciągłego wyzwania anarchistycznej partyzantki miejskiej.
My ze swojej strony chcemy wyartykułować i zorganizować propozycję ciągłego ataku, kompletnego planu anarchistycznego, nie ustającej insurekcji, gdy masy wycofują się ze swoich protestów, ale nadal żywiącą się ich ogniem, by urosnąć i poszerzyć…
Czujemy, że wskazówki naszego zegara zatrzymały się w momencie ataku. Nie potrzebujemy teraz ani przyczyny, ani moralnego uzasadnienia. Wiemy, że brzydota tego świata znika tylko wtedy, gdy ktosio działa.
Naszą propozycją jest stworzenie nieformalnej sieci anarchistycznych komórek, które będą promować ciągły atak na władzę i społeczeństwo.
Wielu anarchistx boi się słowa „organizacja” tak, jak chrześcijanie boją się diabła.
Inni źle rozumieją i mylą znaczenie organizacji z biurokratycznymi skamieniałościami marksistowskich scentralizowanych organizacji, komitetów centralnych, hierarchii, prostych członków, zatwardziałych zasad, obowiązkowych wytycznych moralnych, statutów i oświeconej awangardy… Innx wolą alternatywne drogi, pewność, awanturnictwo i bezpieczeństwo anarchistycznego stylu życia, od zorganizowanej anarchii i bycia niebezpiecznym wrógiem wewnątrz systemu, który atakuje bez szukania pretekstów, ponieważ przyczyny są więcej niż wystarczające…
Niektórzy pospiesznie się oburzą, mówiąc, że organizacja zabija spontaniczność, indywidualność i pragnienia…
Powiedzmy jednak, co rozumiemy przez „organizację anarchistyczną”… Organizacja anarchistyczna to żywa, mentalna i fizyczna koordynacja grupy osób w celu realizacji określonego planu. Im bardziej kompletny jest ten plan, tym bardziej wszechstronne są relacje towarzysz_ grupy, podczas gdy zaangażowanie i konsekwencja są miarą siły pragnień zrealizowania planu, a nie dyscyplinę wojskowej służby. Każdy towarzysz jest wyjątkowy i niezależny w grupie, a poprzez zbiorowe życie i działanie komórki odkrywa i uwalnia więcej siebie. Nie ma karty członkowskiej, a jedynie indywidualna chęć wzięcia udziału w czymś prawdziwie zbiorowym.
Oczywiście organizacja nie jest celem samym w sobie, to sposób na dotarcie tam, gdzie chcemy. Oznacza to, że organizacja anarchistyczna, komórka anarchistyczna, musi stale obserwować swoje funkcjonowanie, rozwijać swoje relacje, ulepszać swoje działania, doskonalić swoją teorię, tak aby zbliżyć się do celu swojej insurekcji.
To logiczne, że w grupie anarchistycznej pojawiają się napięcia, konflikty, urazy, a nawet potencjalne odejścia. Dzieje się tak dlatego, że każdy związek międzyludzki jest konfrontacyjny, czasami na poziomie ewolucji, a czasami na poziomie odrzucenia.
Pewną rzeczą jest to, że istnienie nieformalnych organizacji anarchistycznych i komórek akcji bezpośredniej napędza anarchistyczną przemoc przeciwko władzy.
Każda grupa anarchistów jest żywym wybuchem wojny przeciwko systemowi. Poprzez dyskusję, tarcia i układy w grupie towarzyszy, anarchistyczna akcja ewoluuje, zagrożenie ze strony zorganizowanego wroga wewnętrznego utrwala się, ulepsza środki ataku, wyostrza myśl i promuje plan zniszczenia władzy i machiny społecznej.
Wiemy, że żaden zespół nie jest w stanie rozwinąć siły, aby samodzielnie ściąć bestię władzy i jej produkty [Nie wiesz tego, sprawdź to przyp. OS]. Mimo to towarzysze grupy poprzez swoje działanie wyzwalają się z konwencji świata, który chce, abyśmy byli widzami naszego życia. Ale jeśli chcemy zmaksymalizować nasze działanie, zaspokajając coraz bardziej nasze pragnienia, możemy spróbować stworzyć nieformalne koordynacje jednostek, grup i komórek powinowactwa, które promują anarchistyczną partyzantkę miejską. Stworzenie takiej koordynacji nie podlega w żadnym wypadku ogniu centralizmu ilościowego, który miażdży autonomię każde_ z nas. Nie jesteśmy zainteresowanx tworzeniem centralnej nadbudowy, która spowoduje powstanie komitetów centralnych i nieformalnych hierarchii. Mówimy po prostu o koordynowaniu grup i ludziach zmierzających w tym samym kierunku. Mówimy o koordynacji pragnień, które stają się bardziej niebezpieczne, gdy są komunikowane i dzielone przez kompan_.
Podstawowym punktem wspólnym w takiej organizacji jest pragnienie, by nie być w rozejmie z wrogiem. Nie czekając zatem na sprzyjający wiatr zmian społecznych, decydujemy się uzbroić i zmienić nasze życie w rzeczywistą konfrontację już teraz. Nie ograniczamy się więc do symboliki rocznicowej (nie oznacza to, że jesteśmy nieobecni w dniach gniewu i zemsty ku pamięci naszych zmarłych), nie oczekujemy stałych terminów, czekając, aż państwo wyjdzie z szeregu prowokując ludzi do demonstracji, ani nie satysfakcjonują nas oportunistyczne walki uliczne z glinami, aby udawać, że wykonaliśmy nasz „obowiązek” walki.
To nie czyni nas aroganckimi ubliżającymi wszystko z balkonu ideologicznej czystości. Wręcz przeciwnie, czyni nas bardziej przygotowanymi do rzucenia się w te bitwy, które wybierzemy, nawet w pośrednich walkach społecznych, które naszym zdaniem są interesujące (tj. okupacje studenckie) bez dezorientacji okolicznościami.
Kompas zorganizowanej ekspresji stale wskazuje na intensyfikację ataku i rozprzestrzenianie się naszej teorii. Pojęcia „anarcho-nihilizm”, „czarna anarchia”, „anarchistyczny terroryzm” są naprawdę niebezpieczne, gdy są testowane w ogniu bitwy.
Ciągłe rzucanie wyzwania wrogowi poprzez autonomiczne strajki partyzanckie (wykorzystując wachlarz różnorodności środków, ale z ciągłym pragnieniem przejścia na uzbrojoną partyzantkę) i zorganizowaną agresywną interwencję w pośrednich walkach społecznych są częścią wojny anarchistycznej. Powtarzamy raz jeszcze, że skuteczności strategii nie mierzy się liczbami partycypacji.
Chcemy stworzyć możliwości działania z osobami, które czują się uduszone w społecznych klatkach narzuconych im przez władzę i chcą się zbuntować… Nasza radość jest wielka w każdym takim nowym spotkaniu z nowymi towarzysz_mi, którzy noszą znak współudziału. Bez względu na ich liczbę… Ważne jest to, że wysiłek jest tego wart…
„Nie kieruję się wolą mas. nie opłakuję smutków ludu. Nigdy nie pogodziłem się z losem przygotowanego dla mnie niewolnika, nie mówiłem ich językiem, nie naśladowałem ich wyglądu. Odmówiłem przebywania z wieloma. Moje demony nigdy nie śpią… zawsze tęsknię za niedosytami. A kiedy podpalają fundamenty społeczeństwa, nie śnią na jawie. Dziko szukają kolejnego stracha na wróble, który podda go stosowi. Nie czują się komfortowo, nie odpoczywają, chcą wojny ze wszystkim, co nawiedza nasze życie.
Mówią, że kto kocha gruzy, kocha też posągi. Moje demony żyją w gruzach, bo nikt się tam nie ukryje. Ujawnia się tam materiał, z którego każdy z nas jest wykonany. Znajdziesz mnie wśród nich, gdzie szaleje walka”…
Konspiracyjne Komórki Ognia – FAI/IRF
Sierpień 2015